Interesuje mnie

Kiedy wspólnota rządzi się sama

Nawet najmniejsza wspólnota mieszkaniowa może zlecić zarządzanie nieruchomością licencjonowanemu zarządcy lub wybrać zarząd składający się z mieszkańców i o wszystkim decydować samodzielnie, co bywa niełatwe. O trzeciej możliwości, czyli obecności osoby z licencją w zarządzie składającym się z właścicieli mieszkań, rozmawiamy z jej zwolennikiem i praktykiem – Jadwigą Kołacz.

Dlaczego licencjonowany zarządca nie dość, że głośno chwali wspólnoty, które chcą rządzić się samodzielnie, to jeszcze im w tym pomaga?

Przekonałam się niejednokrotnie, że jeżeli mieszkańcy czują, że coś jest naprawdę ich, że wiele spraw zależy od nich samych, że mają realny wpływ na wygląd budynku, w którym mieszkają, to będą o niego bardziej dbali. Natomiast jeżeli wiedzą, że od kogoś mogą żądać pewnych spraw, że czystość na klatce to nie ich problem, wtedy będą roszczeniowo podchodzić do sprawy, a to nie służy ani nieruchomości, ani wzajemnym stosunkom pomiędzy sąsiadami. Wchodząc do zarządu jako licencjonowany zarządca, pomagam właścicielom zarządzać ich nieruchomością.

 

Skąd pomysł na taką działalność?

Do takiej metody zarządzania przekonałam się kilka lat temu, kiedy próbowałam coś zrobić dla wspólnoty, w której sama miałam lokal. Na wszystkie sprawy patrzyłam z dwóch perspektyw: z jednej strony jako właściciel pilnowałam pieniędzy, bo wiedziałam, że każda czynność mnie kosztuje, a z drugiej strony jako zarządca zdawałam sobie sprawę z tego, że pieniądze są mi potrzebne do zrobienia czegoś w tym budynku. To było bardzo pouczające doświadczenie.

 

Jak wygląda współpraca w zarządach właścicielskich?

Każda z osób wchodzących w skład zarządu ma określone zadanie do wykonania w zależności od tego, jakie ma kwalifikacje. W jednej nieruchomości mam np. zarząd pięcioosobowy: księgową, prawnika, architekta i inżyniera elektryka, który jest taką "złotą rączką". Do tego dochodzę ja ze swoją licencją i wykształceniem inżyniera budownictwa. Każda z tych osób ma swoją działkę, która jest obsługiwana w zakresie jego wiedzy i kwalifikacji, ja mam tylko za zadanie koordynować to wszystko. Jeżeli np. trzeba przeprowadzić jakiś remont, do którego potrzebna jest zgoda właścicieli, musi być najpierw podjęta uchwała, którą ja redaguję, przegląda prawnik i dopiero podpisują mieszkańcy. Księgowa sprawdza, czy mamy wystarczające środki i kiedy drogę papierkowo-formalną mamy już załatwioną, moim zadaniem - jako osoby z wykształceniem budowlanym i licencjonowanego zarządcy - jest poszukanie wykonawcy. Niczego jednak nie narzucam, nie decyduję, tylko zbieram oferty i przedstawiam je wspólnocie. Na spotkanie mieszkańców zapraszany jest wykonawca, który przynosi referencje. Jeżeli ktoś chce, może zobaczyć remonty, które wcześniej wykonał i po takim spotkaniu mieszkańcy sami wybierają firmę, która im najbardziej odpowiada. Najważniejszym elementem są jednak nasze własne rozmowy pomiędzy mieszkańcami: zawsze ustalamy, czy wszystkim odpowiada termin rozpoczęcia prac, czy nikomu nie koliduje z innymi sprawami. Jeżeli planujemy np. malowanie klatki schodowej, a któryś z mieszkańców będzie wymieniał drzwi, to nie można najpierw zrobić remontu. Dlatego organizujemy takie spotkania; nie są to nawet zebrania, chodzi tylko o to, żeby ze sobą porozmawiać i żeby każdy z właścicieli czuł, że jest ze mną w ciągłym kontakcie i że ten remont jest tak samo jego sprawą, jak i moją.

Podobne artykuły