Interesuje mnie

W harmonii z otoczeniem

O współczesnej architekturze Wrocławia i jego najważniejszych miejscach rozmawiamy z doktorem Jerzym Ilkoszem, dyrektorem Muzeum Architektury we Wrocławiu.

O współczesnej architekturze Wrocławia i jej najważniejszych miejscach rozmawiamy z doktorem Jerzym Ilkoszem, dyrektorem Muzeum Architektury we Wrocławiu.

 

W harmonii z otoczeniem

Czy jest Panu żal, że już niedługo Poltegor zniknie z krajobrazu miasta?

I tak, i nie, ponieważ z jednej strony ten budynek reprezentuje to, co budowano w latach 70. i, chociaż nie należy do najwybitniejszych w swoim gatunku, to jednak w jakimś sensie był symbolem Wrocławia. Z drugiej strony na jego miejsce znowu ma powstać najwyższy budynek w mieście, zaprojektowany już w nowszej konwencji, z lepszej jakości materiałów i można postawić pytanie, czy jego forma architektoniczna i ukształtowanie urbanistyczne nie będą w jakimś sensie powieleniem tego, czym był Poltegor. Dotychczas widziałem tylko wizualizacje, więc jest mi trudno bardziej szczegółowo wypowiadać się na ten temat, ale muszę przyznać, że mam mieszane uczucia. Moim zdaniem będzie on takim typowym wysokościowcem, które powstają w większości miast świata.

 

Sprawa Poltegoru jest już przesądzona, ale w mieście jest więcej takich miejsc, na temat których toczą się dsykusje: modernizować czy wyburzać?

We Wrocławiu mamy szereg kompleksów powstałych pod koniec lat 50., 60. i 70., które bezwzględnie należałoby chronić; taka jest zresztą tendencja w Europie, bo są to często dobre budynki. Pomimo, że do ich budowy były używane nie najlepsze technologie i materiały, a wykonawstwo było również znacznie gorsze niż np. w Niemczech czy we Francji, niemniej swoją formą nie odbiegały one od tego, co budowano gdzie indziej. We Wrocławiu mamy kilka ciekawych obiektów, które powinny być zachowane. Mam tu np. na myśli, obecnie bardzo zdegradowane, wysokościowce przy placu Grunwaldzkim projektu pani Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak albo budynek Instytutu Matematyki autorstwa Krystyny i Mariana Barskich, który został już zniszczony poprzez nieumiejętną przebudowę dachu. Pamiętam, że kiedy studiowałem, ten budynek zdobył pierwszą nagrodę w konkursie "Mistera Wrocławia" w architekturze i uważam, że zupełnie zasłużenie, dlatego bezwzględnie należałoby go chronić. Podobnie wygląda sytuacja z zabudową z końcówki lat 50. i wczesnych lat 60. na placu Legionów i ulicy Piłsudskiego, ponieważ szkoda byłoby tam cokolwiek zmieniać i przebudowywać.

 

A co z placem Nowy Targ, który ma zostać przebudowany? Czy powinno się zostawić otaczające go budynki?

Tutaj mamy do czynienia z zupełnie innym problemem, który dotyczy również ulicy Szewskiej, Kuźniczej czy Wyszyńskiego, gdzie na terenie zwartej kiedyś zabudowy stawiano budynki, które nie utrzymywały niskiej linii zabudowy, przez co doszło do degradacji pierwotnego kształtu urbanistycznego tych części miasta. Jeżeli chodzi o Nowy Targ, to zupełnie inaczej potraktowałbym pierzeję zachodnią, która z jednej strony odzwierciedla czasy, w których była budowana, z drugiej trzyma historyczną linię zabudowy, a zupełnie inaczej odniósłbym się do części północnej placu, gdzie postawiono budynki jeden za drugim w kierunku placu Nankiera. Szpecą one to miejsce, tak samo jak budynki przy Szewskiej i Kuźniczej. Tego typu budowle mogły być stawiane na osiedlach, które zresztą powstawały, a nie w centrum miasta, które historycznie zostało zupełnie inaczej ukształtowane. Wydaje mi się, że wcześniej czy później dojdzie do wyburzeń tych budynków, choćby z tego względu, że działki położone w centrum są najdroższe i najatrakcyjniejsze. Oczywiście nie wyobrażam sobie, żeby w pobliżu Rynku czy placu Uniwersyteckiego budowano punktowce, niemniej można tam wprowadzić architekturę, która by współgrała urbanistycznie z otoczeniem.

 

Czy ma Pan na myśli rekonstrukcję starej zabudowy?

Uważam, że pomysł rekonstrukcji np. Nowego Targu byłby zupełnie bez sensu. Nie jestem zwolennikiem takich rozwiązań w tym miejscu. Lepiej byłoby postawić nowoczesną architekturę, która współgrałaby ze starym założeniem urbanistycznym. Taki pomysł może być spójny i udany, co widać chociażby na przykładzie Rynku i placu Solnego, które przecież nie są jednolite stylistycznie, gdyż stoją tu budynki starsze i nowsze. Rekonstrukcja tych placów po zniszczeniu wojennym również nie odzwierciedla w pełni tego, co było, tylko jest pewną wizją polskich architektów tamtej epoki, w jakimś sensie zafascynowanych próbą rekonstrukcji Rudolfa Steina, który przedstawił wrocławski Rynek około 1800 roku. Zabudowa pustych placów w centrum miasta powstałych po zniszczeniach wojennych jest konieczna, gdyż pozostawianie takich miejsc jak np. plac Społeczny przed Pocztą Główną, który jest nienaturalną wyrwą, szpeci. Czy tego chcemy, czy nie takie miejsca w centrum zostaną prędzej czy później zabudowane, pytanie tylko, jaką architekturą. Już teraz przy placu Bema, gdzie kiedyś stały dziewiętnastowieczne kamienice, powstaje duży kompleks apartamentowo- biurowy. Oczywiście możemy dyskutować, czy będzie on dobry czy nie, ale jest to kwestia gustu architekta i inwestora. Może okazać się, że ten budynek będzie mało ciekawy, niemniej zabudowa tam była i powinna być.