Interesuje mnie

Miejsca z duszą

Od czasu do czasu na rynku nieruchomości pojawiają się oferty opatrzone etykietą: dla konesera. Zabytkowe pałacyki, rezydencje, wille cieszą oko i duszę, rujnują portfel, ale i przynoszą zyski.

 

Za wyjątkową ofertę trzeba wyjątkowo zapłacić. I to niekoniecznie na samym początku, przy zawieraniu transakcji. Zabytkowe pałacyki, rezydencje, a nawet poniemieckie wille są bardzo często zniszczone i od lat nieremontowane, zaś dotychczasowi właściciele pozbywają się ich właśnie z braku funduszy na remont. Niejednokrotnie sfinansowanie renowacji takiego obiektu wymaga o wiele większych nakładów niż samo jego kupno. – W naszej ofercie znajduje się między innymi dworek, w którym wcześniej była szkoła – opowiada Agnieszka Wąs z Agna-Nieruchomości. – Z zewnątrz wygląda całkiem nieźle, jednak w środku nie zostało prawie nic z jego oryginalnych wnętrz. Tego typu oferty potrzebują inwestora z pomysłem i dużymi pieniędzmi. – Sprzedaliśmy niedawno XVI-wieczny pałacyk, którego cena była niewygórowana, ale nowy właściciel musi włożyć w niego co najmniej dwa razy tyle, ile już zapłacił – mówi Barbara Popowicz z Real Home. – Z tego, co wiem, ma się w nim znajdować centrum konferencyjne. Nowy właściciel chce również zainwestować w pole golfowe, ponieważ pałacyk znajduje się na olbrzymiej posiadłości. Chociaż na rynku częściej pojawiają się zabytki do renowacji, zdarzają się też i odnowione, po generalnym remoncie. – Obecnie w naszej ofercie znajduje się willa na Karłowicach z 1918 roku, odrestaurowana w latach 1996–1997, położona w pięknym parku – opowiada Edyta Chmielewska z biura Tempo. – Jest bardzo duża, ma około 800 m kw. i nadawałaby się na klinikę lub hotel.

 

Pod specjalnym nadzorem

Bardzo często wyróżnieniem, ale i sporym kłopotem dla właścicieli jest wpisanie zabytkowej posiadłości do rejestru zabytków. Wpis taki odbywa się na wniosek właściciela lub z urzędu – na wniosek miejskiego lub wojewódzkiego konserwatora zabytków. Wymaga on oczywiście przeprowadzenia odpowiedniego postępowania i analizy naukowej. Korzyści mogą być z tego spore, ale i kłopoty niemałe. – Jeżeli jakaś nieruchomość figuruje w wojewódzkim rejestrze zabytków, jej właściciel może ubiegać się o dotacje na remont – wyjaśnia Ewa Kica z Wojewódzkiego Oddziału Służby Ochrony Zabytków. Mogą one pochodzić z różnych instytucji, które mają własne kryteria przydzielania pieniędzy. Fundusze na ten cel przeznacza między innymi: Ministerstwo Kultury, władze województwa czy Unia Europejska. Figurowanie nieruchomości w rejestrze zabytków oznacza również, że praktycznie każdy szczegół remontu trzeba uzgadniać z wojewódzkim lub miejskim konserwatorem zabytków. – Przed rozpoczęciem remontu powinien powstać jego projekt, który musi zostać zatwierdzony przez ekspertów. Inaczej jest to samowola budowlana – ostrzega Ewa Kica.

 

Każdy, kto kupuje zabytek, musi być przygotowany na to, że poniesie o wiele większe koszty niż gdyby kupił nieruchomość, która nie figuruje w rejestrze. Nawet jeżeli sam obiekt nie wymaga remontu i jest sprzedawany już po restauracji, wszystkie późniejsze prace i zmiany trzeba ustalać z konserwatorem. To, do jakich celów ma służyć taki zabytkowy pałacyk czy rezydencja, jest oczywiście kwestią indywidualnych ustaleń, jednak konserwator nie na wszystko pozwoli. – Rzadko się zdarza, żeby konserwator pozwolił na wstawienie plastikowych okien czy na wyraźną zmianę kolorystyki – mówi Ewa Korzyńska z wrocławskiej firmy Integer, która zajmuje się między innymi renowacją zabytkowych budynków. – Nie uzyskamy też zgody na zmianę elewacji, jeżeli nie ma ona żadnego uzasadnienia. Zasada jest jedna: zagospodarowanie takiego obiektu nie może uszczuplać lub naruszać jego wartości zabytkowej. – W pałacyku może znajdować się hotel czy dom pomocy społecznej, ale na pewno nie jest to miejsce na hodowlę pieczarek – mówi Ewa Kica. – Dopuszczalne jest tylko to, co nie zniszczy oryginalnej architektury budynku.

 

Oczywiście zabytek zabytkowi nierówny i każda taka nieruchomość to przede wszystkim kwestia indywidualnych ustaleń. – Inaczej traktujemy kamienicę czynszową, której mieszkańcy dowolnie remontują sobie wnętrza, ponieważ w niej liczy się przede wszystkim zabytkowa klatka czy zewnętrzny wygląd budynku, a inaczej pałacyk, w którym ważny jest każdy oryginalny element – mówi Ewa Kica. – W sytuacjach, kiedy właściciele starych kamienic nie mają pieniędzy na ich remont (tak często bywa z obiektami należącymi do gminy), konserwatorzy niechętnie, aczkolwiek idą na pewne ustępstwa. – Czasami najważniejsze jest zabezpieczenie ludzi i obiektu przed zalaniem, dlatego zgadzamy się np. na przykrycie dachu blachą, oczywiście pod warunkiem, że nie będzie jej widać – mówi Ewa Kica. Konserwatorowi również zależy na tym, żeby budynek znalazł inwestora, a nie na tym, żeby bezsensownie niszczał. Podobne doświadczenia ma Ewa Korzyńska z firmy Integer. – Kiedyś w kamienicach nagminne były toalety na klatce schodowej, ale trudno wymagać od ludzi, żeby dla zachowania klimatu budynku nadal mieszkali w takich warunkach – stwierdza.

Podobne artykuły