Interesuje mnie

Życie za murem

Rozmowa z Katarzyną Zaborską, doktorantką Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego i architektem.

 

Dlaczego ludzie chcą mieszkać na strzeżonych osiedlach?

Katarzyna Zaborska: Jednym z głównych powodów są kwestie bezpieczeństwa. W Polsce coraz bardziej różnicują się zarobki i poziom życia. Ci, których na to stać, próbują odizolować się od sąsiedztwa. Mieszkanie w strzeżonych osiedlach może też być reakcją na lata komunizmu, kiedy własność prywatna była piętnowana. Potrzeba własności jest naturalnym dążeniem człowieka; tłumiona przez lata, wraca teraz w przesadzonej formie warownych apartamentów. 

 

Następnym powodem skłaniającym ludzi do zamieszkania w osiedlu strzeżonym jest prestiż – mieszkanie w strzeżonym budynku ma być znakiem, że nam się w życiu powiodło. Na wybieranie osiedli grodzonych ma też wpływ moda – deweloperzy reklamują osiedla strzeżone jako bezpieczne miejsca, gdzie będziemy budowali swoje szczęście.

 

Strzeżone osiedla mają swoich gorących wrogów i obrońców. Jakich najczęściej argumentów używają jedni i drudzy?

Zwolennicy grodzenia uważają, że jeśli państwo nie jest w stanie zapewnić obywatelom bezpieczeństwa i porządku, to należy zadbać o nie samemu – stąd płot, monitoring i prywatna ochrona zamiast policji. Na osiedlach strzeżonych mieszkają ludzie o odpowiednio wysokich zarobkach, co siłą rzeczy jest pewną selekcją sąsiedztwa. 

 

Mury, a nawet fosy, budki strażników, konieczność pokonywania bram i furtek na karty magnetyczne, znajomi, którzy, zanim wejdą, muszą się legitymować przed strażnikiem – to niektóre z niedogodności mieszkania za ogrodzeniem. 

 

Przeciwnicy strzeżonych osiedli argumentują, że szkodzą one miastu. W jaki sposób?

Osiedla, a nawet całe dzielnice ogrodzone murem, wpływają na rozczłonkowanie architektury miasta. Przestrzeń miejska funkcjonuje jako przestrzeń dostępna dla wszystkich. Przestrzeń tę szatkują płoty ograniczające dostępność terenów do tej pory należących do miasta. Ważny jest też sam sposób kształtowania ogrodzenia. Są to wysokie, często nieprzejrzyste płoty bądź mury, mieszkańcy zaś poruszają się tunelami ukształtowanymi z sąsiadujących ze sobą ogrodzeń. Wpływa to w oczywisty sposób na degradację przestrzeni publicznej.

 

Mieszkanie na zamkniętym terenie skutkuje także pewnego rodzaju wyobcowaniem. Poruszając się między strzeżonym parkingiem pod domem a podobnym parkingiem w pracy, kinie czy hipermarkecie, izolujemy się od życia społecznego, a przestrzeń niestrzeżona zaczyna jawić nam się jako groźna i nieprzyjazna. 

 

Czy alternatywą dla strzeżonych osiedli i – z drugiej strony – anonimowych blokowisk miałyby być osiedla budowane według programu secure by design?

Dane z Holandii, w której program bezpiecznej przestrzeni jest realizowany na szerszą skalę, są optymistyczne – w osiedlach typu secure by design liczba włamań zmniejszyła się o 30 proc., a subiektywne poczucie bezpieczeństwa wzrosło o 70 proc 

 

Alternatywą dla osiedli strzeżonych mogą być również osiedla czasowo zamknięte. Z moich badań wynika, że ludzie chcą zamykać się na noc, „kiedy jest niebezpiecznie”, natomiast w dzień zależy im na łatwej dostępności osiedla.

 

I na strzeżonych osiedlach, i na tych budowanych według zasad „bezpiecznej przestrzeni” są kamery i jest monitorowanie. Co to za różnica, czy pilnuje sąsiad czy ochroniarz?

Pilnujący sąsiad jest bardziej naturalnym sposobem niż ochroniarz. Oczywiście możemy obawiać się plotek czy innego rodzaju ingerencji w naszą prywatność, ale są to jedne z „uroków” życia wśród ludzi. Idealne osiedle typu secure by design to osiedle, w którym monitoring to sprawa dodatkowa, a nadrzędnym celem jest projektowanie tzw. „przestrzeni społecznych”. Istnienie miejsc, w których można się spotkać z sąsiadami, umożliwia powstawanie więzi sąsiedzkich i wspólnoty lokalnej, co w efekcie zwiększa poczucie bezpieczeństwa.

 

Monitoring, dopóki nie wkracza w prywatne sfery życia, a dotyczy przestrzeni publicznych, nie jest niczym złym. Ważne, żeby kamery były rozmieszczone dyskretnie i żebyśmy nie żyli w otoczeniu płotów, ochroniarzy i budek strażniczych. 

 

A dlaczego – chociaż statystyki policyjne z roku na rok informują o tym, że spada liczba przestępstw, a rośnie ich wykrywalność – mieszkańcy miast zdają się coraz bardziej obawiać o swoje bezpieczeństwo? 

To pytanie wskazuje na następną konsekwencję mody na osiedla strzeżone, a mianowicie tworzenie kultury strachu. Jeśli uznaję, że nie jestem w stanie zapewnić sobie bezpieczeństwa inaczej niż przez zamykanie się za murem, to coraz bardziej zaczynam się bać przestrzeni „otwartych”. Obecność strażników i monitoringu również, paradoksalnie, wpływa na obniżenie poczucia bezpieczeństwa – na każdym kroku widzę znaki przypominające mi o tym, że jest niebezpiecznie i że należy się bać. Przenosząc się na przedmieścia czy zamykając za ogrodzeniem, oddajemy niejako walkowerem przestrzeń w centrum miasta. Wolimy się usunąć niż być narażonym na niebezpieczne towarzystwo, choć tak naprawdę to właśnie owo niebezpieczne towarzystwo powinno być usunięte. 

 

Podobne artykuły