Interesuje mnie

Mamy Wrocław w sercu

Na początku dyskutowali o Wrocławiu w Internecie na Forum Polskich Wieżowców, potem założyli Towarzystwo Upiększania Miasta Wrocławia. Trzech z nich - Przemysław Filar, Tomasz Staniec i Piotr Seifert opowiedziało nam, jakie mają pomysły i co chcieliby zmienić w mieście

 

Czy Towarzystwo, składające się z 12 zapaleńców, może wpływać na to, co dzieje się we Wrocławiu?

Nasz wpływ polegać ma na wywołaniu publicznej dyskusji na temat Wrocławia, o wciągnięcie do niej jak najwięcej ludzi, zmobilizowanie mieszkańców do zainteresowania się tym, co dzieje się wokół nich. Uważamy, że decyzje podejmowane po skonfrontowaniu głosów większej liczby osób, reprezentującej różne środowiska, są lepsze od tych, podejmowanych w zaciszu urzędniczych gabinetów, w wąskim gronie osób. Chcemy pokazać, że we Wrocławiu są ludzie, którym zależy na tym mieście. Wrocław jest na takim etapie rozwoju, że nie wystarczy już tylko cieszyć się z tego, że do miasta przybywają nowi inwestorzy i powstają kolejne inwestycje, ale trzeba zwrócić uwagę również na to, jakiej jakości są to inwestycje, czy korzystnie wpływają na krajobraz miasta czy też go niszczą. Jeszcze przed wojną we Wrocławiu działało podobne do naszego towarzystwo -"Stadtverschonerungsgesellschaft Breslau”, które zabierało głos w sprawie kształtowania przestrzeni publicznej i doszliśmy do wniosku, że taka organizacja jest potrzebna również współcześnie. Inspiracją dla nas były również podobne towarzystwa działające w innych miastach Polski, np. w Poznaniu, które zabiegają o zainteresowanie inwestorów, ponieważ to miasto jest niedoinwestowane czy w Katowicach, którego działalność jest bardzo zbieżna z naszą. Ale skoro im to wychodzi, to my również postanowiliśmy spróbować zrobić coś dla naszego miasta.

 

Dlaczego Wam tak zależy?

Większość z naszej dwunastki od niedawna mieszka we Wrocławiu, to miasto po prostu nam się spodobało i chcemy, żeby wyglądało jak najpiękniej. Kolega wymyślił bardzo fajne hasło, które stało się naszym mottem: „Mamy Wrocław w sercu” i to wszystko tłumaczy. Z drugiej strony podróżujemy po świecie, zwiedzamy inne miejsca i potrafimy krytycznie spojrzeć na wady Wrocławia, widzimy też, że w innych miastach europejskich pewne rzeczy funkcjonują lepiej. Nie chcemy niczego kopiować, każde miasto to jest zupełnie inna tkanka, coś niepowtarzalnego, nie twierdzimy również, że wszystko, co jest za granicą jest idealne, ale na pewno warto podpatrzyć pewne rozwiązania, które sprawdziły się w innych miejscach.

 

Na Waszej stronie internetowej można przeczytać o tym, co Wam się nie podoba, jakie pomysły władz krytykujecie, ale powiedzcie również co Wam się podoba we współczesnym Wrocławiu?

Dostrzegamy tu bardzo dużo pozytywów i zmian na lepsze. Niedługo ruszy budowa sali koncertowej na placu Wolności, która jest bardzo ciekawym projektem, podobnie interesująco zapowiada się rozbudowa teatru muzycznego Capitol. Podoba nam się pomysł przebudowania Renomy, gmach Biblioteki Głównej Uniwersytetu czy niedawno otwarte Zintegrowane Centrum Studenckie Politechniki Wrocławskiej przy Wybrzeżu Wyspiańskiego, które jest świetnym przykładem na to, że można zaprojektować i wybudować coś bardzo ciekawego za przyzwoite pieniądze, że nie jest to rzecz nierealna. Podobnie z przestrzenią publiczną – są miejsca wykonane, według nas, bardzo dobrze, bo na zasadach przejrzystego konkursu np. Rynek. Nie chcemy, żeby nas odbierano jako tych, którzy tylko krytykują, ale z  drugiej strony nie chcemy też zajmować się listami pochwalnymi, bo przede wszystkim chodzi nam o to, żeby rozmawiać o rzeczach, które są do zrobienia.

 

Nic nie wspominacie o planowanych czy niedawno otwartych centrach handlowych w mieście...

Nie jesteśmy entuzjastami wielkich centrów handlowych w centrum miasta, ponieważ zamieniają one najbliższą okolicę w pustynię, zabijają drobny handel, działają jak odkurzacze, które wsysają wszystko i wszystkich do środka. Ciąg małych sklepików na ulicy sprawia, że ludzie chcą po niej spacerować, że ulica żyje.

 

Dlaczego wybraliście taką drogę działania, przecież żeby zmieniać coś w mieście można np. próbować zostać radnym?

Nie chcemy być utożsamiani z żadną opcją polityczną. Poza tym uważamy, że teraz jest dobry czas na wszelkie inicjatywy obywatelskie, ponieważ mogą one liczyć na wsparcie z Unii Europejskiej, której zależy na budowaniu społeczeństwa obywatelskiego. Jest to wyraźniej widoczne w krajach bardziej rozwiniętych, w Polsce to się dopiero zaczyna rodzić i my chcemy mieć w tym swój udział.

 

Jak sami oceniacie pierwsze miesiące Waszej działalności ? Czy trudno jest zwrócić na siebie uwagę władz?

Oficjalną działalność rozpoczęliśmy w grudniu, wiec naszym zdaniem jest jeszcze za wcześnie na poważne podsumowania. Zabraliśmy już głos w kilku sprawach, m.in. w kwestii planowanej przebudowy ul. Księcia Witolda, tzw. meblowania miasta, przebudowy ulicy Kuźniczej czy sadzenia bluszczu na ścianach kamienic. Wszystkie listy i zapytania do władz oraz odpowiedzi na nie publikujemy na naszej stronie i internetowej www.tumw.pl.

Cieszymy się, że trafiają one również do mediów, bo bardzo zależy nam na szerszej dyskusji na te tematy. Za najważniejszy sukces uważamy to, że wspólnie z Stowarzyszeniem Architektów RP (SARP) udało nam się zorganizować pierwszą publiczną dyskusję, na którą przyszli przedstawiciele władz, inwestorów i ku naszemu zaskoczeniu liczni mieszkańcy, studenci, którzy wypełnili całą salę po brzegi. Nie spodziewaliśmy się aż tak dużego zainteresowania a to tylko utwierdziło nas w przekonaniu, że w tym mieście jest więcej osób, którym zależy na przestrzeni publicznej i chcą o niej rozmawiać. Tematem pierwszego spotkania były wieżowce we Wrocławiu, ale już myślimy o następnym, które mogłoby odbyć się w połowie czerwca, najprawdopodobniej również w jednej z sal Zintegrowanego Centrum Studenckiego.

Tym razem chcielibyśmy porozmawiać o pl. Społecznym, ponieważ miasto niedawno rozpisało konkurs na jego zagospodarowanie. We współpracy z SARP-em chcemy też wydawać gazetę, której tematem byłaby przestrzeń publiczna, architektura i urbanistyka. Temat przyszłości Placu Społecznego także świetnie będzie się nadawać na główne zagadnienie poruszone w pierwszym numerze. Zależy nam na tym, żeby wyprzedzić wszelkie decyzje dotyczące tego punktu w mieście, który jest bardzo ważnym miejscem, żeby zwrócić uwagę decydentów na opinie mieszkańców i różnych specjalistów.

 

Czy sądzicie, że Wasze opinie maja szansę być uwzględnione przy podejmowaniu decyzji przez urzędników?

Nie chodzi nam o to, żeby komuś pokazać że mamy absolutną rację, że znamy jeden, jedyny słuszny środek na wszelkie problemy, tylko chcemy, żeby o pewnych, ważnych dla miasta sprawach, można było rozmawiać, żeby na zagospodarowanie ważnych punktów w mieście były ogłaszane przejrzyste i szeroko reklamowane konkursy, żeby można było wymieniać się poglądami, żeby władze brały pod uwagę to, co mają do powiedzenia mieszkańcy. Naszym zdaniem nie jest dobrze, kiedy wszelkie decyzje dotyczące wspólnej przestrzeni podejmowane są przez wąska grupa osób a mieszkańcy są tylko informowani o ostatecznych efektach. 

Zdajemy sobie sprawę z tego, że tworzenie pewnych projektów w oparciu o konkursy, zasięganie opinii różnych środowisk, konsultacje z mieszkańcami, urbanistami czy architektami wymaga więcej czasu, że jest wystawieniem się na ewentualną krytykę i protesty, ale naszym zdaniem może to przynieść o wiele lepsze efekty końcowe. To nie jest tylko kwestia pieniędzy, bo nie one powinny decydować o wszystkim w mieście, które chce być miastem europejskim w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie można też z góry zakładać, że rozpisanie konkursu i publiczna dyskusja sprawi, że koszty inwestycji będą znacznie wyższe, bo to właśnie dyskusja może zaowocować wyborem ciekawszego, ale np. tańszego rozwiązania, niż zakładają to urzędnicy. Może okazać się, że coś da się zrobić za mniejsze pieniądze, ale ciekawiej, jeżeli tylko dopuści się do głosu więcej osób. Do tej pory, według naszej wiedzy, część projektów była tak organizowana, że projekt np. na zagospodarowanie ulicy Oławskiej czy Szewskiej był opracowywany głównie na podstawie bilansu finansowego a nie na podstawie opinii architektów urbanistów, z pominięciem np. ludzi, którzy mieszkają w tym miejscu i zapytania ich, czy oni chcą tak mieć. Brakuje nam szerokiej dyskusji na te tematy.

 

Nie podoba Wam się remont ulicy Oławskiej?

Sam pomysł zamienienia tej ulicy w deptak był świetny, wystarczy spojrzeć na tłumy spacerowiczów, którzy po niej chodzą, ale z drugiej strony uważamy, że zabrakło tu ciekawego pomysłu na zieleń.  W ogóle w centrum Wrocławia jest za mało zieleni, co sprawia, że niektóre ulice wyglądają jak betonowa pustynia. Drzewa sprawiają, że ulice stają się przyjaźniejsze, że chce się po niej spacerować. Inną sprawą są meble, które się na niej stawia. Uważamy, że ławki w Rynku i na Świdnickiej są bardzo dobrze dobrane, ale już na Oławskiej mogłoby to być zrobione lepiej. Uważamy, że całe Stare Miasto powinno mieć takie same lub zbliżone stylistycznie meble, że powinny one tworzyć spójną całość, podkreślać jedność tej części miasta. Jesteśmy zwolennikami tworzenia ulic spacerowych (deptaków), uważamy, że centrum miasta powinno być dla ludzi a nie dla samochodów. Jeżeli jest tworzony nowy deptak, marzymy o tym, by było tam pełno sklepów, kawiarni, a nie banków, tak jak na Kuźniczej, bo banki są o 18 zamykane i ulica pustoszeje.

 

Naszą kolejną dalekosiężną ideą, na zapewne odległą przyszłość, jest przedłużenie ciągu spacerowego z ulicy Szewskiej, poprzez dodatkowe kładki nad rzeką aż do ulicy Jedności Narodowej, która jest jedną z najciekawszych ulic w mieście. Po wojnie było tam jedno z najważniejszych centrów handlowych miasta, sklepy, zakłady usługowe, teraz ta ulica żyje głównie na jej północnej części, jest bardzo zaniedbana a przecież jest na niej jeszcze dużo miejsca na handel, restauracje. Gdyby tworzyła wspólny ciąg z ulicą Szewska, mogłaby stać się tym dla północy tym, czym ulica Świdnicka dla południa.

 

Trudno jest myśleć entuzjastycznie o renowacji zaniedbanych części Wrocławia, kiedy na świeżo odnowionych kamienicach pojawiają się równie świeże napisy a i sami mieszkańcy nie zawsze są z remontu zadowoleni.

Bo z mieszkańcami rozmawia się za mało, informując jedynie o podjętych decyzjach a nie pytając o opinię. Są miasta, również w Polsce, gdzie zanim zostanie cokolwiek wykonana, przeprowadza się naradę z mieszkańcami, pyta czego oni by chcieli. Jeżeli mieszkańcy chcą np. żeby im wyremontować podwórko, a miasto zaoferuje im pomoc to oni sami będą chcieli wziąć w tym udział a potem będą o to dbali, bo będą uważali za swoje. Jeżeli zrobi się to samo, ale wbrew mieszkańcom, tzn. zmusi się ich do przyjęcia pewnej z góry opracowanej koncepcji to ani automatycznie to odrzucą.

Nie można uszczęśliwiać ludzi na siłę i podejmować decyzję w sprawie czyjegoś domu bez konsultacji z jego mieszkańcami. Jeżeli mieszkańcy nie będą mieli poczucia że coś jest ich, to nigdy nie będą o to dbali. Przecież przed wojną w tych kamienicach też mieszkali różni ludzie, ale był gospodarz domu, była brama zamykana nocą na klucz, mieszkańcy mieli większe poczucie wspólnoty. Inną sprawą są zwykli wandale. Zdajemy sobie sprawę, że z tym nie jest łatwo walczyć, ale można przynajmniej spróbować, np. zaostrzając kary za takie czyny czy malować budynku łatwo zmywalnymi farbami, przynajmniej do poziomu pierwszego piętra.

 

A co sądzicie o pomysłach prywatyzowania starych kamienic?

Na pewno warto to robić, ale też nie należy z tym przesadzać. Jeżeli całe ulice zostaną zamienione na luksusowe apartamenty z mieszkaniami dla ludzi majętnych, to zrobią się z tego zamknięte getta. Najlepiej jest, gdy na ulicy panuje różnorodność, ponieważ mieszkańcy luksusowych apartamentów mają zwyczaj odgradzania się od całego świata, a wtedy taka ulica zamiera. Żeby ulica była przyjazna, powinni na niej mieszać i ci ubożsi i bogaci, którzy nie będą się od siebie grodzić murami, muszą być sklepy, zakłady usługowe, kawiarenki. Chodzi tylko o to, żeby wszyscy mieszkańcy czuli się u siebie.

Wtedy nawet jeżeli w jednym budynku będzie mieszkało dwóch wandali to będzie miało przeciwko sobie 50 osób, którym takie zachowanie nie odpowiada i będą musieli się podporządkować. Podobne problemy nie dotyczą tylko starych kamienic, ale również nowych czy funkcjonujących już kilka lat osiedli, gdzie nikt nie interesuje się przestrzenia publiczną a ludzie się nie znają i nie mają gdzie spotykać. Kiedyś sąsiedzi spotykali się w maglu, na strychach, w piwnicy a teraz widują się w supermarketach. Mamy taki plan, żeby opracować dla jakiegoś osiedla projekt rewitalizacji przestrzeni publicznej, oparty na konsultacjach z mieszkańcami, chcielibyśmy w to wciągnąć studentów architektury, którzy w ramach pracy dyplomowej mogliby coś takiego opracować i wtedy, jeżeli mieszkańcom to się spodoba, postarać się o pomoc finansową ze strony miasta czy Unii Europejskiej. Możliwości dofinansowywania takich projektów istnieją, tylko mało się jeszcze o nich mówi i się o nie stara bo sąsiedzi nie są w stanie się porozumieć. Nie chodzi tu też o to, żeby ktoś z zewnątrz wszystko sfinansował, bo mieszkańcy muszą czuć, że robią to dla siebie, ale na pewno warto postarać się o taką pomoc.