Interesuje mnie

W tym roku inwestujemy mniej, bo spłacamy długi - strona 2

Mamy drugi budżet po Warszawie, ale z zestawienia „Rzeczpospolitej” wynika także, że mamy drugi, po Toruniu, poziom długu publicznego...

Nie czytałem tego artykułu, ale powiem, że to nie jest dobry moment na takie rankingi, bo za rok 2011 wciąż mamy do dyspozycji jedynie prognozy, a nie zestawienia. W przypadku Wrocławia, co już wiemy, różnica między prognozą a raportem jest bardzo duża. Przewidywania mówiły o 2,4 mld zł zadłużenia, a okazało się, że jest ono o około 350 mln zł mniejsze.

Skąd taka różnica?

Wynika ona z trzech czynników. Po pierwsze: nie zakładaliśmy, że dostaniemy 206 mln zł zwrotu środków unijnych za budowę obwodnicy śródmiejskiej między mostem Millenijnym a ul. Żmigrodzką w poprzednim roku budżetowym. Po drugie: nie prognozowaliśmy spłaty zadłużenia na poziomie 156 mln zł, która została uchwalona w budżecie. I po trzecie, jak co roku, okazało się, że wydatki nie zostały zrealizowane na poziomie 100 proc.

Tylko z transferu środków unijnych, które od razu przeznaczyliśmy na spłatę kredytów, wynika, że naszych zobowiązań jest mniej. Ale są one mniejsze od prognoz także dlatego, że nie wykonaliśmy budżetu w 100 proc., a więc nie braliśmy tyle pożyczek, ile mogliśmy wziąć, gdyby potrzeba było pieniędzy na wszystkie zadania. Jest więc dużo lepiej niż pokazywały prognozy.

Prawo nakłada na samorządy górny pułap, na który mogą się one zadłużać.

Tak. Jest to maksymalnie 60 proc. zadłużenia do dochodów ogółem, ale nie ten pułap powinien być miarą tego, czy jest dobrze, czy jest źle.

Zanim dojdziemy do tego, co powinno o tym mówić, proszę tylko powiedzieć, ile w tej chwili Wrocław ma zadłużenia do dochodów?

Jest ono na poziomie 57,5 proc. i jeśli będzie się zmieniać, to w dół. Założyliśmy, że na koniec roku, po spłaceniu części długów, ten wskaźnik osiągnie 54 proc.

Mówił Pan, że oceniając finanse Wrocławia, powinniśmy brać pod uwagę inny wskaźnik. Jaki?

Ten sam, którym możliwy poziom zadłużenia będzie wyznaczać nadwyżka operacyjna. W przypadku firmy byłaby to różnica między zyskami z podstawowej działalności gospodarczej a jej kosztami.

A w samorządach co będzie po stronie plusów, a co minusów?

U nas na plus będą liczone zyski z podatków i opłat, subwencje oraz dotacje. Po stronie minusów natomiast są pensje, koszty utrzymania budynków, żłobków, przedszkoli, koszt jeżdżenia autobusów i tramwajów. Różnica między nimi, czyli zysk operacyjny budżetu Wrocławia, to w tej chwili około 185 mln zł. Do tego, według ustawy o finansach (tej, która zacznie funkcjonować w 2014 roku), trzeba dodać 250 mln zł. Tyle bowiem uzyskujemy ze sprzedaży mienia. Łącznie daje to 435 mln zł. Według nowych przepisów moglibyśmy zaciągnąć tyle zobowiązań, żeby suma spłacanych rat kredytów nie przekroczyła tych 435 mln zł.

Zatem gdyby dziś obowiązywał nas wskaźnik z 2014 roku, ile jeszcze Wrocław mógłby pożyczyć?

Około 900 mln zł.

Czy to oznacza, że w 2014 roku nie będzie już potrzeby, jak to nazywa miejska opozycja, „ukrywania
długów w miejskich spółkach”?

My nie ukrywamy żadnych długów w spółkach! To jedno z większych nadużyć, gdy mowa o finansach samorządów. Spółka, nieważne czy miasto ma w niej udziały, czy nie, podlega takim samym przepisom i ma prawo brać kredyty. Jeśli bank uzna, że ma je z czego spłacać, oznacza to, że jest ona wypłacalna.
Nie rozumiem, dlaczego spółka taka jak MPWiK czy MPK nie mogłyby zaciągać zobowiązań. Mają one określone przychody – wodociągi z dostaw wody i odbioru ścieków, a MPK z umowy z miastem, więc bank jest w stanie ocenić, czy spółka jest w stanie spłacić pożyczkę czy nie. Gdyby nie była, kredytu by nie dostała. Zadłużenia tych spółek z zadłużeniem budżetu miasta nie można łączyć.

Podobne artykuły